Mężczyźni nie chcą silnych kobiet.

Temat „mężczyźni nie chcą silnych kobiet” powraca jak echo w dyskusjach o współczesnych relacjach, dzieląc ludzi na tych, którzy uznają go za przestarzały mit, i tych, którzy widzą w nim niewygodną prawdę o dynamice płci i energii. W rzeczywistości nie chodzi tu jednak o to, że mężczyźni naprawdę nie chcą kobiet silnych, niezależnych i samowystarczalnych, ale o to, że w pewnych relacjach przestaje istnieć harmonia energetyczna, a to właśnie ona decyduje o tym, czy między dwojgiem ludzi powstanie więź, w której obie strony czują się sobą, czy też nie. Kobieta, która jest silna, ambitna, ma swoją drogę i potrafi sama o siebie zadbać, nie jest dla mężczyzny zagrożeniem sama w sobie — przeciwnie, na początku może być źródłem ogromnej fascynacji. Taka kobieta przyciąga, bo emanuje pewnością siebie i spokojem wynikającym z poczucia własnej wartości. Jednak z czasem, jeśli nie istnieje właściwe dopasowanie energetyczne, mężczyzna może zacząć doświadczać poczucia utraty swojej męskiej roli — nie dlatego, że kobieta coś zrobiła źle, lecz dlatego, że jego energia zaczyna się z nią rozmijać. Każdy z nas ma w sobie zarówno aspekt kobiecy, jak i męski, lecz w relacjach romantycznych równowaga między nimi bywa delikatna. Jeśli kobieta w swojej niezależności nie zostawia przestrzeni dla mężczyzny, by mógł realizować swoje naturalne potrzeby działania, ochrony, inicjatywy i prowadzenia, wtedy może pojawić się subtelne napięcie, które z czasem przeradza się w dystans, chłód, a nawet poczucie rywalizacji zamiast współpracy. Mężczyzna wówczas nie tyle „nie chce silnej kobiety”, co raczej nie potrafi odnaleźć w niej miejsca, przy którym czuje się potrzebny i męski. A przecież męskość nie wyraża się tylko siłą fizyczną czy finansową, lecz także poczuciem, że może wspierać, chronić, inspirować i dawać kierunek.

Źródłem męskich obaw wobec niezależnych kobiet jest w dużej mierze przemiana społeczna, która dokonała się w ostatnich dekadach. Przez setki lat role były jasno określone – mężczyzna zarabiał, kobieta zajmowała się domem i dziećmi. Gdy kobiety zaczęły zdobywać wykształcenie, obejmować stanowiska kierownicze, rozwijać swoje biznesy i podejmować się zawodów, które dawniej uznawano za typowo męskie, struktura znanych ról zaczęła się rozmywać. Wraz z tą zmianą część mężczyzn utraciła pewność, gdzie jest ich miejsce w relacji i w świecie. Wielu z nich, nawet nieświadomie, zderza się z wewnętrznym pytaniem: „czy jestem jeszcze potrzebny, skoro ona potrafi wszystko sama?”. Strach ten nie wynika z niechęci wobec kobiecej siły, ale raczej z zagubienia i braku nowych wzorców, które pozwoliłyby odnaleźć równowagę między tradycyjną rolą a współczesnymi realiami. Kiedy mężczyzna widzi, że kobieta ma swoje pieniądze, samochód, mieszkanie i nie potrzebuje go do przetrwania, może odczuwać nieświadomy lęk, że jego dawna rola dostarczyciela i obrońcy straciła sens. Jeśli jednak nie zrozumie, że w nowym świecie jego męskość może wyrażać się inaczej – przez odpowiedzialność, emocjonalną stabilność, dojrzałość, konsekwencję, zdolność do decyzji i działania – to zamiast rozwijać się, może uciec od relacji, w której czuje się zdominowany.

W flondrianizmie mówi się o tym, że prawdziwe relacje nie są oparte na rywalizacji, lecz na rezonansie energetycznym, w którym obie osoby są pełne i samowystarczalne, ale ich energie się uzupełniają, a nie znoszą. Kiedy jedna strona jest w fazie silnego rozwoju – duchowego, zawodowego czy emocjonalnego – a druga zatrzymuje się w miejscu, powstaje dysonans, który prędzej czy później odbija się na poziomie wibracji. Kobieta, która sięga wysoko, ma wizje, stawia sobie cele i je realizuje, nie będzie w stanie długo funkcjonować u boku mężczyzny, który nie ma pasji, ambicji ani kierunku. Nie chodzi o to, że od razu wymaga bogactwa, lecz o to, że potrzebuje obok siebie kogoś, kto też idzie naprzód, bo tylko wtedy wspólny wzrost jest możliwy. Związek, w którym jedna osoba wciąż się rozwija, a druga nie, zamienia się w relację opiekunki i dziecka, a nie w partnerską więź dwóch dorosłych istot. I odwrotnie – mężczyzna, który stale dąży do rozwoju, ale jego partnerka zatrzymała się w miejscu i oczekuje, że on zapewni jej wszystko, także prędzej czy później poczuje się zmęczony i ograniczony. Nie chodzi tu o to, by kobieta miała się „umniejszać”, a mężczyzna „dominować”. Chodzi o świadomość, że każda relacja to taniec dwóch biegunów – że kiedy jedna osoba wchodzi z energią bardzo mocną, zadaniową, kontrolującą, druga musi albo ją uzupełnić, albo zniknie przestrzeń dla współbrzmienia. Dopasowanie energetyczne polega więc na tym, by obie strony umiały płynnie wymieniać role – raz przewodzić, raz podążać, raz dawać, raz przyjmować – w rytmie naturalnym, a nie wymuszonym. O tym, jak działa wibracyjne dopasowanie między partnerami, można przeczytać TUTAJ

Warto też zaznaczyć, że nie wszystkie kobiety, które sprawiają wrażenie silnych i niezależnych, faktycznie takie są. Czasem za maską ambicji i pewności siebie kryje się lęk, manipulacja lub chęć znalezienia kogoś, kto przejmie za nie odpowiedzialność finansową i emocjonalną. Takie „sprytne” podejście nie ma nic wspólnego z prawdziwą niezależnością, a jedynie powiela dawne schematy zależności w nowym opakowaniu. Flondrianizm mówi wyraźnie, że każdy człowiek odpowiada za siebie, również w sferze finansowej. Partnerstwo nie polega na tym, że jedna strona utrzymuje drugą, chyba że istnieją ku temu wyjątkowe i obiektywne powody, jak poważna choroba czy niepełnosprawność. W zdrowej relacji obie strony wnoszą coś od siebie – niekoniecznie w równych proporcjach, ale z intencją wzajemnego wsparcia i współtworzenia.

Kiedy mężczyzna spotyka kobietę, która wie, czego chce od życia, jest spełniona i zrównoważona, nie traci nic ze swojej roli, jeśli sam również rozwija się w zgodzie ze sobą. Prawdziwy mężczyzna nie boi się kobiety sukcesu, bo rozumie, że jej sukces nie jest jego porażką, lecz zaproszeniem do wspólnego wzrastania. Ale aby tak było, musi mieć świadomość własnej wartości i kierunku, a nie próbować budować poczucie mocy poprzez kontrolę partnerki. Z kolei kobieta powinna rozumieć, że bycie silną nie oznacza bycia niedostępną emocjonalnie, chłodną czy zdominowaną przez logikę. Jej siła może mieć ciepło, empatię, uważność i wdzięk, które nie odbierają jej niezależności, lecz czynią z niej osobę kompletną.

Flondrianizm uczy, że podstawą szczęśliwego związku jest najpierw pełnia w sobie – stan, w którym nie szukasz partnera po to, by wypełnił pustkę, ale dlatego, że masz w sobie nadmiar, którym chcesz się dzielić. Dopiero wtedy przyciągasz kogoś, kto również jest spełniony, stabilny i gotowy do wspólnego rozwoju. Relacja dwóch niepełnych ludzi staje się wzajemnym ratowaniem, a relacja dwóch pełnych – wspólną ekspansją. Dlatego jeśli kobieta jest spełniona w swojej pracy, pasji i duchowym życiu, a mężczyzna również buduje siebie w sposób świadomy, ich spotkanie nie jest zagrożeniem dla czyjejkolwiek tożsamości, ale potwierdzeniem, że można być razem, nie tracąc siebie.

Prawdziwym problemem nie jest więc to, że mężczyźni nie chcą silnych kobiet, lecz że boją się utraty równowagi energetycznej, która daje im poczucie męskości. A kobiety nie odrzucają mężczyzn, którzy zarabiają mniej, dlatego że są materialistkami, tylko dlatego, że energia braku ambicji jest dla nich energetycznie niska, nieinspirująca, pozbawiona ruchu. Każdy z nas jest na innym etapie duchowego rozwoju i nie ma w tym nic złego, o ile jesteśmy tego świadomi i nie próbujemy zmuszać drugiej osoby do dopasowania się do naszego tempa.

Dlatego odpowiedź na pytanie, czy mężczyźni nie chcą silnych kobiet, brzmi: nie, nie o to chodzi. Chodzi o to, że mężczyźni chcą czuć się męscy przy kobiecie, a kobiety chcą czuć się kobiece przy mężczyźnie. Gdy te energie się rozmijają, pojawia się chaos, frustracja i nieporozumienia. Gdy jednak się uzupełniają – powstaje relacja, która daje wolność, spokój i rozwój. Flondrianizm zachęca, by nie szukać winnych, lecz zrozumienia. Bo kiedy człowiek jest w pełni sobą – silny, świadomy, otwarty i spełniony – nie boi się ani siły, ani niezależności drugiej osoby, lecz widzi w niej lustrzane odbicie własnej dojrzałości. I wtedy dopiero można mówić o prawdziwym partnerstwie, w którym nie chodzi o dominację ani walkę, ale o wspólne wznoszenie się ku coraz wyższym wibracjom.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dlaczego kobiety zakochują się w potencjale, a mężczyźni w iluzji? O pułapkach projekcji w miłości.

Twoje dziecko nie jest twoją emeryturą — przestań zrzucać odpowiedzialność za własne decyzje.